- Miał Pan szczęście w nieszczęściu. Dostał Pan drugie życie od losu?
- Sam sobie próbuję na to pytanie odpowiedzieć. Nie wiem, czy drugie, ale na pewno nowe. Bo ja w pewnym sensie jestem… nowy. Mam wrażenie, jakby mi ktoś powykręcał ręce, nogi i wstawił w to miejsce coś obcego. Chwilami czuję się jak dziecko, bo uczę się chodzić. Ale głównie jak człowiek sędziwy odczuwam ból mięśni i stawów.
- Wypadek był takim dramatycznym pożegnaniem młodości.
- Na kilka dni przed tym, co się stało, rozmawiałem z mamą. Powiedziałem wtedy: – Mamo, przecież ja mam tyle szczęścia w życiu. Ono musi się kiedyś skończyć. Nie wiem, może wykrakałem?
Treść całego wywiadu Ryszardy Wojciechowskiej na stronach Dziennika Bałtyckiego: http://www.dziennikbaltycki.pl/